Raptor w 1000FPS

Walk with Frodo - podążaj śladami powiernika pierścienia

III Roller Cup Koronowo

Kradnij jak artysta, ale potem pokaż swoją pracę!

Powerslide XXX

Wirtualne maratony z sukcesami

Ikigai Evolution - zwierzątko w zegarku

As Above - Kosmos na 8mm²
Otwarcie sezonu 2020 - tym razem wirtualne

Zieeew, czas na drzemkę!
Płatki śniegu w powiększeniu

Catch Me Su Fei Qian
X Maraton Sierpniowy

Projekt 365 w Tookapic

RollAthlon'100, czyli 100km na rolkach

Takie tam na wrotkach
Można łatwo sprawdzić, czy jesteś zalogowany do Facebooka, Twittera, itp.
Jak znaleźć datę instalacji Windowsa?
Laura Brehm - We Won’t Be Alone (Acoustic)
A może rolki?
Microsoft Band 2 - pierwsze wrażenia

W tym roku postanowiłem trochę uprzedzić Mikołaja i sam sobie sprawiłem prezent. Raczej nie kupuję nowinek technologicznych, ale tym razem postanowiłem zaryzykować i nabyć Microsoft Band 2.
Jak ogarnąć Internet? - RSS i Feedly

Map to Contact

Here it is! First version of Map to Contact just hit the Windows Phone Store. What is it for? It meant to solve the problem of adding address to your contact. Say you want to add address of your friend to get directions to his place. Out of the box it’s not a nice experience and this app will definitely improve it. The idea came from Budniu and he helped me a lot with the testing and during the certification process.
How to use it? Just tap on the point of the map to display the address there. You can also check your current location. The location can be added to new contact or linked with existing one.
Dzienniki Kopenhaskie

Kiedyś to był cykl wpisów, które zrobiłem podczas Erasmusa. Nie chciałem ich usuwać, ale skondensowałem wszystko w jeden wpis
Część 1.
Nie lubię pisać o sobie, ale postanowiłem, że wyjazd na Erasmusa postaram się jakoś udokumentować. Przez najbliższe 5 miesięcy będę studiował na IHK w Kopenhadze (Politechnika Kopenhaska), więc pewnie znajdzie się trochę rzeczy do opisania. Na początek sama podróż i kilka pierwszych wrażeń.
Pierwszy etap, to lot z Warszawy do Malmo. Nic szczególnie interesującego i zamierzałem go przespać. Niestety się nie udało i zamiast tego dane mi było dość nieprzyjemnie odczuć zmianę ciśnienia przy lądowaniu. Na szczęście po lądowaniu ból ucha szybko minął.
Następnie trzeba się było dostać z lotniska na dworzec w centrum Malme. Autobus Flugbussarna, na który miałem bilet, stał już na przystanku. Wsiadłem i po kilkudziesięciu minutach przejażdżki byłem przed dworcem w Malmo.
Na peronie natknąłem się na ciekawe rozwiązanie. Tory są pod ziemią, więc można podziwiać tylko betonowe ściany. Żeby jednak uprzyjemnić podróżnym czekanie, zainstalowano projektory wyświetlające na tych ścianach krajobrazy. Widoki przesuwają się z jednego obrazu na drugi dając wrażenie, że ogląda się świat zza szyby jadącego pociągu. Bardzo mi się spodobała ta idea. Pewnie nie jest ani nowa, ani miejscowa, bo w czasie krótkiego oczekiwania przewijały się tam głównie japońskie krajobrazy i miasteczka. Jest to jednak bardzo miłe urozmaicenie i chętnie widziałbym je częściej.
W Kopenhadze trzeba się było przesiąść na pociąg miejski i pierwszy raz kupić bilet „strefowy”. Kopenhaga jest podzielona na 95 stref i cena biletu zależy od ilości stref przez które będziemy jechać. Na razie wydaje mi się to mało intuicyjne i dość skomplikowane, ale pewnie z czasem się przyzwyczaję i jakoś dostosuje. Rozważam też rower, bo infrastruktura jest dość dobra, a wyjdzie znacznie taniej niż transport publiczny. Jedynie pogoda jeszcze nie za specjalnie zachęca do jazdy (temperatura w okolicach zera i jeszcze jakieś pozostałości śniegu), ale wiele osób nic sobie z niej nie robi.
Na uczelni odebrałem klucze do pokoju i teczkę z materiałami informacyjnymi. Cały Orientation Day mnie ominął, ale o najważniejszych rzeczach się dowiedziałem i będąc już dość zmęczony podróżą postanowiłem udać się do akademika. Zostałem zakwaterowany w DIK, które jest oddalone jakieś 15km od uczelni (leży w sąsiedniej strefie), więc trzeba było skorzystać z autobusów.
Przy tej okazji muszę wspomnieć o uprzejmości i przyjaznym nastawieniu miejscowych. Wielokrotnie pytałem o drogę i nie zdarzyło się, żeby osoba pytania nie starała się pomóc. Nawet, jeśli nie znała dokładnej odpowiedzi, to starała się mnie nakierować lub próbowała znaleźć rozwiązanie mojego problemu używając aplikacji na swoim iPhonie. Dzięki takiej pomocy dość szybko trafiłem na miejsce. Do tego porozumiewanie się po angielsku nie stanowi problemu.
Akademik DIK to nie jest duży blok w jakim mieszkałem w Polsce. Jest to 16 domków szeregowych ustawionych w dwóch rzędach nad małym zbiornikiem wodnym. Każdy taki domek ma 32 pokoje jednoosobowe (jest też kilka dwuosobowych). Do tego 2 aneksy kuchenne i mała część wypoczynkowa. Rozkład pomieszczeń został dość ciekawie połączony jednym korytarzem, mimo że budynek jest piętrowy. Osoby mieszkające na piętrze mają małe balkoniki, a te na parterze (jak ja) wnękę pod nim.
Niestety podróż nie przebiegła do końca bez problemów. Na którymś z jej etapów, jeden z zawiasów w laptopie postanowił podzielić się na dwie części. Nie wiem do końca w jaki sposób to się stało, ale metalowe ramię złamało się na zagięciu. Na szczęście drugi zawias jest cały i mam nadzieję, że nie podda się tak łatwo, bo teraz tylko na nim spoczywa utrzymanie matrycy w pionie. Powoli trzeba będzie myśleć o zmianie sprzętu. Oby tylko nie trzeba było robić tego za szybko z powodu całkowitej awarii.
W weekend zrobiłem mały rekonesans po okolicy, bo nic innego na razie nie mam do roboty. Niedaleko znajduje się małe centrum handlowe, które zapewne będzie moim głównym źródłem zaopatrzenia. Jest tak kilka supermarketów i trochę innych sklepów. Towarzystwo na osiedlu jest międzynarodowe, ale znalazło się tu też sporo osób z Polski.
Dzisiaj byłem na uczelni zapisać się na konkretne zajęcia, bo nie wszystkie przedmioty, które wybrałem w Polsce będą prowadzone. Od jutra zaczyna się studiowanie…
Część 2.
Minęły prawie dwa tygodnie mojego pobytu w Danii. Przez ten czas przewinęło się całkiem sporo ciekawych tematów do opisania. Prawdę mówiąc, jest ich tyle, że trudno wspomnieć o wszystkich na raz. Mam nadzieję, że wybrałem te interesujące. Zdjęć jest trochę więcej niż we wpisie, ale muszę je trochę obrobić i zastanowić się jak i gdzie je udostępnić. To na pewno zajmie jeszcze trochę czasu, więc na razie zapraszam do lektury.
Ostatnio skończyłem zapowiedzią początku nauki, więc teraz od tego zacznę. Zajęcia podzielone są na bloki czterogodzinne. Rano zaczynają się około 8:30 i trwają do 12:00. Po południu od 12:30 do 16:00. W trakcie zajęć nie ma sztywnych przerw, ale prowadzący robią dwie lub trzy kilkunastominutowe pauzy. Pierwsza część zajęć przeznaczona jest na teorię, a później zazwyczaj są też jakieś ćwiczenia do zrobienia. Zaliczenie przedmiotu polega na zrobieniu projektu (raczej w grupach). Egzamin jest ustny i opiera się głównie na stworzonym projekcie. Jak to wygląda w praktyce, przekonam się pod koniec semestru.
Pisz albo giń!
Pisanie tekstów nie jest rzeczą łatwą, zwłaszcza na komputerze. Oprócz skomplikowanego procesu twórczego, trzeba też mieć na uwadze całą masę spraw, które odciągają naszą uwagę od właściwego zadania. Powiadomienia o nowych wiadomościach e-mail, komunikatory, serwisy społecznościowe, RSSy, czy fora internetowe. Są to pokusy, którym ulega sporo osób, w tym także i ja.
Aby zwiększyć produktywność i skoncentrowanie uwagi na pisaniu tekstu powstał Write or Die. Jest to narzędzie, które ma zapewnić stały wzrost liczby znaków w dokumencie przez utrudnianie życia, jeśli nie będą się one pojawiały. Przed przystąpieniem do pracy wybieramy w jaki sposób program będzie przypominał o pisaniu. Wśród opcji mamy łagodny popup, denerwujące dźwięki, a w trybie Kamikaze usuwanie wcześniej napisanego tekstu. Przed każdym przypomnieniem tło zmienia też kolor na czerwony. Ustawiamy także czas i ilość słów po których nie będziemy już nękani oraz jak długo możemy zwlekać z kolejnym naciśnięciem klawisza.
Program jest dostępny w dwóch formach: jako darmowy edytor online oraz wersja offline oparta na Adobe Air kosztująca 10 dolarów. Sam korzystałem z wersji darmowej, mimo że po skończonej pracy trzeba samemu, ręcznie skopiować i zapisać tekst na dysku.
Mobilne drukowanie z pomocą Dropboxa
Dzisiejsze smartphony potrafią naprawdę wiele. W wielu przypadkach potrafią zastąpić komputery stacjonarne. Mimo to, ciągle sporo czynności jest trudnych do wykonania. Jedną z nich jest drukowanie. Większość programów do obsługi drukarek jest płatna. Producenci sprzętu wprowadzają innowacje ułatwiające prace, takie jak drukarki z adresem e-mail, ale to także wymaga dodatkowych kosztów.
Od niedawna, do drukowania z urządzeń mobilnych można wykorzystać Dropboxa. Umożliwia on przechowywanie plików na serwerze i ich synchronizacje. Dzięki klientom na różne platformy i systemy operacyjne można mieć do niego dostęp praktycznie wszędzie. Czyni to z niego doskonałe narzędzie do pracy w chmurze.
Duże możliwości Dropboxa wykorzystał Amit Agarwal. Stworzył on skrypt VBS, który po uruchomieniu, w folderze Dropboxa zakłada katalog PrintQueue. Jest on później monitorowany i jeśli pojawi się tam nowy plik, zostanie on otwarty i wydrukowany za pomocą domyślnej drukarki, a informacje o tym zapisane w logu.
To rozwiązanie ma sporo zalet. Dropbox jest darmowy i dostępny prawie na każdej platformie mobilnej, czy to przez oficjalnego lub nieoficjalnego klienta, serwis internetowy, czy też e-mail (Habilis).
Blogowanie na WM cz.3 – moBlog
Kolejny program do mobilnego blogowania to moBlog. Sampath Dassanayake ze Sri Lanki stworzył udaną aplikację, która umożliwia łatwe i proste pisanie bloga na urządzeniach z Windows Mobile. Nie posiada ona tylu funkcji co Travelling Blogger, ale działa zdecydowanie sprawniej, mimo że także został napisany przy użyciu .NET.
MoBlog wspiera WordPressa, Bloggera oraz LiveSpaces oraz obsługuje zarówno palmtopy z dotykowym ekranem, jak i bez niego. Instalacja odbywa się za pomocą pliku CAB i nie zajmuje wiele miejsca w pamięci urządzenia, czy na karcie pamięci.
Praca z programem zaczyna się od stworzenia profilu. Wpisujemy nazwę bloga, użytkownika, hasło i wybieramy platformę. Proces nie nastręcza większych trudności. Trochę nie zrozumiałe jest dla mnie rozdzielenie profilów od blogów. Według mnie wprowadza to tylko niepotrzebne zamieszanie i wydłuża nawigację.
Blogowanie na WM cz.2 – TBlogger
Długo zbierałem się do napisania o Travelling Bloggerze (w skrócie TBlogger). Liczyłem, że w końcu będę w stanie na nim trochę więcej popracować. Niestety, mimo przetestowania różnych konfiguracji sprzętowych, jak i programowych nie udało mi się zmusić tego programu do działania z akceptowalną prędkością. Szkoda, ponieważ TBlogger posiada chyba największa funkcjonalność spośród dostępnych aplikacji do blogowania. Dla osób cierpliwych, które jednak spróbują z niego korzystać przygotowałem krótki opis.
10 kolejnych żartów komputerowych

Blogowanie na WM cz.1 - Writer
Czy jest jakiś program do pisania bloga na Windows Mobile? Spotkałem się z tym pytaniem już kilka razy. Jestem użytkownikiem tego systemu od kilku lat i znam sporo oprogramowaniu dla niego. Blog też mam (może niezbyt często aktualizowany), więc postanowiłem opisać programy, które umożliwiają mobilne blogowanie. Dotąd podobne artykuły pisałem dla pda2day (np. Mobilne mikroblogi w numerze z maja 2009), ale tym razem postanowiłem zamieścić opisy poszczególnych programów tutaj, a dopiero później zebrać je razem w magazynie. Używam WordPressa, więc będę się skupiał na tej platformie, ale większość programów umożliwia integrację z kilkoma różnymi systemami blogowymi.
Pierwszym i najmłodszym programem do pisania bloga na palmtopie jest Writer. Aplikacja ta jest próbą przeniesienia funkcjonalności znanej z Windows Live Writer na urządzenia przenośne. Niestety do tego jeszcze długa droga, ale program ciągle jest jeszcze w fazie beta i wygląda na to, że czescy autorzy powoli będą go rozwijać. Z obecnej wersji, mimo tylko podstawowych funkcji, już da się korzystać.
Writer nie ma pliku instalacyjnego. Zdecydowano się go udostępnić jako archiwum zip, którego zawartość wystarczy wypakować gdzieś w pamięci urządzenia lub na karcie pamięci. Ma to swoje zalety, bo mamy pełną kontrolę gdzie znajdują się pliki, ale musimy sami stworzyć sobie skróty do programu lub otwierać go z poziomu eksploratora plików.
ReBoot - alfanumeryczny!

Niedawno w kinach pojawiła się odświeżona, trójwymiarowa wersja Toy Story. Za kilka miesięcy premierę będzie miała trzecia część tego filmu. Toy Story niewątpliwie był rewolucją w kinematografii, gdyż był o pierwszy film pełnometrażowy stworzony w całości przy użyciu animacji komputerowej. Kto jednak pamięta, że rok przed premierą filmu Pixara, zaczęto emitować serial telewizyjny tworzony przy użyciu tej samej techniki? Kanadyjska firma Mainframe Entertainment spłodziła serial ReBoot, który był także emitowany w Polsce. Jakiś czas temu postanowiłem sobie odświeżyć przygody bohaterów znanych z dzieciństwa i miło się zaskoczyłem.
Akcja serialu rozgrywa się we wnętrzu komputera, w systemie nazywanym przez mieszkańców Mainframe. Żyją tu Binomy (jedynki, zera i inne cyfry), Sprite’y (o ludzkim wyglądzie). Muszą oni obronić system przed wirusami i stawić czoła Użytkownikowi w rozmaitych grach. Gry pojawiają się jako gigantyczne sześciany lądujące w losowych miejscach. Kto znajdzie się w środku, przeładowuje się i jako NPC walczy z Użytkownikiem. Jeśli użytkownik wygra, część systemu pod sześcianem zostanie zniszczona, a uczestnicy gry zNULLifikowani. Na początku kolejne odcinki są ze sobą dość luźno powiązane, ale z czasem fabuła zaczyna opowiadać dłuższą historię.
Jako dziecko oglądałem ReBoota z dużym zainteresowaniem. Wiedziałem, że przedstawiony tam świat we wnętrzu komputera nie istnieje w rzeczywistości, ale zachwycałem się przedstawionymi tam grami komputerowymi. Trójwymiarowa grafika o której wtedy na domowym sprzęcie można było tylko pomarzyć przykuwała wzrok. Gry były nieprzewidywalne i urozmaicone, a graczowi przeszkadzali inteligentni przeciwnicy. Chciało się w nie zagrać.
Jak wyglądał Nautilus?
Czy jest ktoś, kto nigdy nie słyszał nazwy Nautilus i kapitanie Nemo? Jeśli tak, to na pewno ma dużo stracił. Powieść Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi Juliusza Verne’a jest uznawana za początek literatury science-fiction, oraz jest jedną z najpopularniejszych powieści przygodowych. Fantastyczna podróż przez bezmiar mórz i oceanów fascynowała kolejne pokolenia. Świetnym dowodem na to jest kilka filmów nakręconych na jej podstawie i liczne nawiązania w popkulturze.
Nautilus, mimo że nie jest w całości wymysłem Verne’a (wcześniej powstała już łódź podwodna o takiej nazwie), to wiele rozwiązań technicznych jest dość futurystycznych. Konstrukcja Nautilusa jest dość dokładnie opisana, łącznie z liczbami opisującymi jego budowę. Poniżej jeden z takich fragmentów.
Fences - odgrodź ikony na pulpicie
Bałagan na pulpicie. Wiele osób ma z tym problem. Dziesiątki ikon porozrzucane po całej powierzchni pulpitu, do tego dokumenty wymieszane ze skrótami do aplikacji. Według mnie nie jest to ani estetyczne, ani efektywne. Co zrobić, aby ogarnąć te wszystkie ikony? Zainstalować program, który nam w tym pomoże. Jednym z nich jest Stardock Fences. Niedawno opuścił on fazę beta i wersja 1.0 jest dostępna do ściągnięcia za darmo.
Co nam oferuje ten program? Umożliwia grupowanie ikon w twory nazwane Fences, co na polski możemy przetłumaczyć jako ogrodzenia. Ogrodzenie jest półprzeźroczystym prostokątem w którym znajdują się ikony. Możemy zmieniać rozmiar oraz dowolnie przemieszczać dane ogrodzenie. W trakcie tej drugiej operacji wszystkie ikony zostają oczywiście w obrębie ogrodzenia i przemieszczają się wraz z nim. Dodatkowo możemy ukryć wszystkie ogrodzenia zwykłym dwuklikiem na tapecie. W rozwinięciu posta znajduje się film demonstracyjny programu.
Dlaczego SMS ma 160 znaków
Dźwięki z komputera
Komputer podczas pracy emituje rozmaite dźwięki. Szum wentylatorów, różnego rodzaju piski ostrzegawcze, dźwięki dysku twardego, napędy CD/DVD, czy też stacji dyskietek. Poza tym różnego rodzaju peryferia (drukarka, skaner) także emitują hałas. Czy ten cały komputerowy zgiełk da się jakoś uprzyjemnić?
Ktoś wpadł na pomysł, aby tak pokierować pracą poszczególnych urządzeń, żeby dźwięki przez nie emitowane składały się na jakąś melodię. Mamy więc stację dyskietek wygrywającą marsz imperatora z gwiezdnych wojen, czy skaner grający „Wiosnę” Vivaldiego . Szczegółów wykonania nie znam, ale podejrzewam, że chodzi o umiejętne wykorzystanie sterownika urządzenia lub jego firmware’u do odpowiedniego sterowania silniczkiem. Zapewne taka modyfikacja uniemożliwia jednoczesne normalne korzystanie z niego, ale nadal jest to ciekawa metoda na urozmaicenie nudnego sprzętu.
Zabawy z GPS Mission
Jakiś czas temu zainteresowałem się różnymi możliwościami wykorzystania systemu GPS. Większość z nich nie jest jakoś szczególnie ciekawa. Wszelkiego rodzaju nawigacja, zapisywanie śladu, komputer pokładowy, tagowanie, itp. Niewątpliwe jest to przydatne, ale chciałbym coś mniej poważnego. Wtedy znalazłem wykorzystanie GPSa do zabawy.
Najpopularniejszą z tych zabaw jest chyba geocaching, czyli szukanie „skarbów” ukrytych w przez innych. Na razie odłożyłem jednak tę formę zabawy na później, ponieważ wymaga ona wcześniejszego przygotowania się do wyprawy. Trzeba znaleźć i spisać informacje o skrzynkach, przygotować ewentualne narzędzie. Może nie jest to dużo, ale moje lenistwo wzięło górę (częściowo też pewnie z powodu wizji przedzierania się przez zaspy śniegu) i postanowiłem zająć się tym trochę później. Zamiast tego zainstalowałem GPS Mission.
GPS Mission jest jedną z niewielu (jeśli nie jedyną) społecznościową grą wykorzystującą GPS na Windows Mobile (sprzęt z takim systemem posiadam). Oprócz tego program jest dostępny dla Symbiana S60, iPhona i telefony z Javą (przynajmniej kilka modeli Samsunga). O co w tym chodzi? Głównym celem w tej grze jest udział w „misjach’ tworzonych przez innych użytkowników. Jedna z takich misji znajduje się w łódzkiej Manufakturze, więc postanowiłem ją sprawdzić.
Gimnastyka na wesoło
Gimnastyka sportowa nie jest dla mnie szczególnie atrakcyjnym sportem. Podziwiam sportowców za to co potrafią zrobić z własnym ciałem, ale oglądanie ich zmagań nie należy do najbardziej emocjonujących. Skoki są do siebie podobne, ilości salt nie można zliczyć, a punkty są odejmowane za minimalne błędy, które widzą tylko sędziowie. Jedyne ciekawe momenty, to potknięcia gimnastyków, ale tych na profesjonalnych zawodach jest niewiele. Okazuje się jednak, że z takich pozornych błędów można zrobić niezły spektakl.
Paul Hunt po zakończeniu własnej kariery został trenerem gimnastyczek. Najwidoczniej jednak, po kilku latach zaczęło mu brakować występów przed publicznością. Wiedział jednak, że na zwycięstwa nie ma co liczyć, a że ma poczucie humoru, to postanowił się zrobić ze swoich pokazów mały kabaret. Ubrany w różowy, dziewczęcy strój, z włosami upiętymi w małe kiteczki zaczął swoje pokazy na różnych imprezach. Świetnie połączył skomplikowane ewolucje z pozorowanymi błędami i dziewczęcym zachowaniem. Do tego sam widok faceta z wąsami, ubranego w obcisły, różowy strój z krótką spódniczką i kitkami we włosach wywołuje uśmiech na twarzy. Według mnie jest świetny. Obejrzyjcie filmy z jego występów jeśli nie jesteście przekonani.
Snowed In 7 w pda2day
Płatki śniegu jakich nie znacie
Gimnastyka umysłu z Brain My Day
Na pockety pojawiło się już kilka aplikacji, które za pomocą różnego rodzaju gier, pomagają w gimnastyce naszego mózgu i tym samym podnoszeniu efektywności jego pracy. Najnowszy tego rodzaju produkt, Brain My Day, jest reklamowany nie jako kolejny trener umysłu, ale jako prawdziwe życie w grze. Dobrze się baw i pobudź swój mózg – głosi dalsza część reklamowego hasła. Zachęcony taką zapowiedzią, postanowiłem sprawdzić, jak mają się one do rzeczywistości.
Jak nauczyć korzystania z Google?
Głos jako instrument
Nie będzie jednak o beatboksie, ale o czymś powszechniejszym. Generalnie, pop nie jest moim ulubionym gatunkiem muzyki, ale czasami zdarzają się perełki, które naprawdę mi się podobają. Do takich należy debiutancka płyta Emmy Rossum. Pewnie to nazwisko wielu osobom nic nie mówi, ale mogły się natknąć na nie w kilku filmach. Może nie są to wielkie hity, ale o Pojutrze, Rzece tajemnic, czy Upiorze w Operze można było już usłyszeć. To właśnie podczas oglądania tego ostatniego filmu, po raz pierwszy zetknąłem się z Emmy. Zagrała tam główną rolę Christine, a z racji tego, że to adaptacja musicalu, musiała także ją zaśpiewać. Według mnie, wyszło jej to znakomicie i nie tylko według mnie, ponieważ zdobyła za tę rolę kilka nagród. Kiedy dowiedziałem się, że nagrała popową płytę, trochę się zaniepokoiłem, że będzie to kolejna Britney Spears, ale jednak miło mnie zaskoczyła.
DeskTask - kalendarz na pupicie
Snap2Face - Facebook na pocketa
Snap2Face to pierwsza aplikacja obsługująca platformę Facebook na Windows Mobile. Dla niezorientowanych: Facebook jest to jeden z największych i najpopularniejszych serwisów społecznościowych na świecie. Od niedawna jest także dostępny po polsku. Jakiś czas temu Facebook udostępnił dla programistów API ( interfejs programowania aplikacji), aby mogli oni tworzyć aplikacje powiązane z tą platformą. Pierwszą firmą, która postanowiła zrobić aplikację dla urządzeń mobilnych jest Magnifoca.Snap2Face jest aplikacją, która ma umożliwić nam przeglądanie zdjęć znajomych i dodawanie własnych do naszego profilu. Możemy je wybrać z dowolnego folderu lub bezpośrednio z obiektywu aparatu. Program ma możliwość monitorowania i informowania o nowych zdjęciach znajomych. Można także zaimportować zdjęcie i dołączyć je do kontaktów. Jak widać możliwości programu nie są duże, jednak jest on jeszcze we wczesnej fazie beta, więc może się jeszcze trochę zmienić. Z tego też powodu posiada jeszcze sporo błędów.
Platypus - plastelinowy shooter
Pamiętacie grę Neverhood? Była to chyba pierwsza gra, w której świat był zrobiony z plasteliny. Od dzisiaj podobną krainę możemy zobaczyć na palmtopach za sprawą gry Platypus. Naszym zadaniem jest obrona państwa Mungola przed najazdem wrogich Collosotropolan. Zasiadamy więc za sterami prototypowego F-27 „Platypus” i lecąc w prawą stronę eliminujemy statki przeciwnika. Do pokonania mamy 20 poziomów umieszczonych na 4 różnych obszarach.
10 komputerowych żartów na Prima Aprilis
Star Wars w ASCII
Miniblog
Sztuka ukryta w chipie
Myślę, że każdy wie jak wygląda wnętrze komputera, czy innego sprzętu elektronicznego. Płytka drukowana z wlutowanymi chipami, kondensatorami, opornikami itp. Czy coś takiego można nazwać sztuką? Można się o to spierać. Jednak okazuje się, że projektanci tych układów dość często mają w sobie zacięcie artystyczne. To, że na chipach są umieszczane rozmaite informacje, główne za pomocą niezrozumiałego kodu liter i cyfr, mające na celu identyfikacje układu, jest powszechnie znane. Jednak niewiele osób wie, że na chipach są często umieszczane niewielkie obrazki. Są one tak małe, że potrzeba mikroskopu, aby je dojrzeć.
MiniLyrics - i wiesz co jest grane
Nie wiem jak Wy, ale ja słuchając muzyki, poświęcam sporo uwagi na słowa piosenek. Czasami mimo średniego utworu, za sprawą dobrego tekstu, słucham go prawie na okrągło. Aby jednak móc czerpać przyjemność z odbioru świetnego tekstu najpierw trzeba go zrozumieć. Czasami też słuchając muzyki chce się wręcz zaśpiewać wraz z wykonawcą. W tym momencie występuje sporo pomyłek wynikających z nieznajomości tekstu.
MiniLyrics jest programem, który może nam pomóc w lepszym odczytaniu utworu, czy też jego zaśpiewaniu. Jego zadaniem jest wyświetlenie tekstu piosenki granej aktualnie przez odtwarzacz w komputerze. Współpracuje z 18 najpopularniejszymi odtwarzaczami. Pełna lista znajduje się na stronie producenta. Tam też można ściągnąć sam program. Jest on rozprowadzany jako shareware i kosztuje prawi $19.95 lub $24.95 za licencję dla 3 użytkowników. Nie trzeba jednak go kupować. Niezarejestrowana wersja ma taką samą funkcjonalność, jedynie wyskakujące okienko przypomina o tym, że nic nie płaciliśmy i możemy się go pozbyć kiedy zapłacimy. Dostępna jest też wersja dla użytkowników Windows Mobile.
Bejeweled - darmowy Bejeweled
Wkuwacz - uczenie może być proste i efektywne
Masz problem z nauczeniem się słówek na sprawdzian? Nie potrafisz zapamiętać ważnych dat? Nie ma w pobliżu osoby, która moglaby cię przepytać? Na wszystkie te problemy rozwiązaniem może być Wkuwacz. Jest to darmowy program ułatwiający naukę. Autor ogranicza się do nauki slówek, ale ma on znacznie więcej możliwości. Idea działania programu jest bardzo prosta. Wybiera on z bazy losowe pytanie i czeka aż udzielimy odpowiedzi. Nie musimy nic wpisywać. Wystarczy, że odpowiemy sobie w myślach. Kiedy jesteśmy gotowi klikamy na Pokaż odpowiedź i możemy wtedy sprawdzić, czy nasza odpowiedź zgadza się z odpowiedzią w bazie danych. Oceniamy się w skali: dobrze, średnio, źle. Program prowadzi statystyki w których możemy zobaczyć nasz postep. Wadą jest jednak to, że podczas zamykania programu w żaden sposób nie jest zapisywany zestaw z którego korzystaliśmy i statystyki. Za każdym razem zaczynamy od nowa.
Start
Dzień dzisiejszy uważam za oficjalny start tej strony.
Powstała ona jako miejsce, gdzie mógłbym podzielić się z innymi tym, co uważam za ciekawe, interesujące i przydatne. Chciałbym, aby był to rodzaj notatnika, który zawiera rzeczy dla mnie ważne, ale też mogące się przydać innym. Nie liczę na wiele odwiedzin, ale miło by było gdyby raz na jakiś czas ktoś tutaj zajrzał.