Niedawno w kinach pojawiła się odświeżona, trójwymiarowa wersja Toy Story. Za kilka miesięcy premierę będzie miała trzecia część tego filmu. Toy Story niewątpliwie był rewolucją w kinematografii, gdyż był o pierwszy film pełnometrażowy stworzony w całości przy użyciu animacji komputerowej. Kto jednak pamięta, że rok przed premierą filmu Pixara, zaczęto emitować serial telewizyjny tworzony przy użyciu tej samej techniki? Kanadyjska firma Mainframe Entertainment spłodziła serial ReBoot, który był także emitowany w Polsce. Jakiś czas temu postanowiłem sobie odświeżyć przygody bohaterów znanych z dzieciństwa i miło się zaskoczyłem.

Akcja serialu rozgrywa się we wnętrzu komputera, w systemie nazywanym przez mieszkańców Mainframe. Żyją tu Binomy (jedynki, zera i inne cyfry), Sprite’y (o ludzkim wyglądzie). Muszą oni obronić system przed wirusami i stawić czoła Użytkownikowi w rozmaitych grach. Gry pojawiają się jako gigantyczne sześciany lądujące w losowych miejscach. Kto znajdzie się w środku, przeładowuje się i jako NPC walczy z Użytkownikiem. Jeśli użytkownik wygra, część systemu pod sześcianem zostanie zniszczona, a uczestnicy gry zNULLifikowani. Na początku kolejne odcinki są ze sobą dość luźno powiązane, ale z czasem fabuła zaczyna opowiadać dłuższą historię.

Jako dziecko oglądałem ReBoota z dużym zainteresowaniem. Wiedziałem, że przedstawiony tam świat we wnętrzu komputera nie istnieje w rzeczywistości, ale zachwycałem się przedstawionymi tam grami komputerowymi. Trójwymiarowa grafika o której wtedy na domowym sprzęcie można było tylko pomarzyć przykuwała wzrok. Gry były nieprzewidywalne i urozmaicone, a graczowi przeszkadzali inteligentni przeciwnicy. Chciało się w nie zagrać.

Teraz sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Technicznie ReBoot już tak nie zachwyca. Przez te kilkanaście lat wiele się zmieniło w grafice komputerowej. Te zmiany są też widoczne w serialu. Nowsze odcinki mają znacznie lepszą oprawę graficzną. Jednak tym razem co innego przyciągnęło moją uwagę. Będąc dzieckiem tego nie zauważałem, ale przy ReBoocie można się nieźle pośmiać. Słownictwo komputerowe jest co chwilę używane, ale w odniesieniu do normalnych czynności i rzeczy, co prowadzi do ciekawych gierek słownych, np. „It’s compiled! It’s compiled!”, zamiast znanego z Frankensteina „It’s alive! It’s alive!”. Najlepszą częścią są liczne odniesienia i parodiowanie różnych dzieł. Autorzy naprawdę się pod tym względem postarali i w każdym odcinku można znaleźć przynajmniej kilka takich odwołań. To właśnie one były głównym powodem dla którego obejrzałem jeszcze raz cały serial. Ciekawość, co też twórcy wymyślili w kolejnych odcinkach, sprawiała że przez kilka godzin mogłem patrzeć na cyfrowych bohaterów.

ReBoot ma jeden, duży minus. Nie został dokończony. Ostatni odcinek kończy się otwartym zakończeniem, które wskazuje dalszy ciąg, jednak tego dalszego ciągu nigdy nie udało się wyprodukować. Aby zadowolić fanów stworzono komiks internetowy Paradigms Lost (można go przeczytać na stronie oficjalnego FanClubu), jednak to już nie to samo. Pojawiły się jednak plany odświeżenia ReBoota w trylogii pełnometrażowych filmów. Kilka miesięcy temu pojawił się krótki, kilkusekundowy trailer, który niewiele pokazuje. Według IMDb premiera ma być jeszcze w tym roku, ale brak konkretnej daty. Mam nadzieję, że pod nowym szyldem twórcy postarają się, aby filmy dorównały serialowi.